piątek, 27 lutego 2009

W swiatecznym nastroju

Pan M mysli ze sa swieta. Nie dopytalem czy chodzi o Wielkanoc czy Boze Narodzenie. W kazdym razie dostal wtedy spadek i zaczal to radosne wydarzenie opijac. Dzis sie obudzil i zanim sie napil dotarlo do niego ze mu nozka sterczy pod jakims dziwnym katem. Z tego tez powodu postanowil do nas zajrzec ale raczej nie zgadza sie na operacje, niewazne ze jest podwichniecie i ukrwienie na obwodzie dziala slabo lub wcale. Pan M wolalby raczej wrocic do radosnego stanu upojenia, a na razie zaczynaja mu sie trzasc rece, zaczyna mu drzec glos, zaczyna widziec male zwierzeta. Robimy sie elokwentni i opowiadamy panu M jak wygladac bedzie jego noga juz niedlugo az w koncu sie poddaje podpisuje chce to miec juz za soba. Nastawiamy skrecamy, noga dziala, pan M plucze sie z alkoholu, przeganiamy male zwierzeta za pomoca Clomethiazolu i pan M wychodzi po kilku dniach trzezwy bez delirium z pelnym kontem bankowym. Oto jak pospolite zlamanie kostek z podwichnieciem moze uratowac zycie ludzkie. Na kilka dni przynajmniej bo pan M nie wraca na kontrole i znika w czelusci drop-out'u z leczenia. Heil Eris!

środa, 25 lutego 2009

O wyzszosci kondomow nad rekawiczkami

Punkcje pod USG. Niekonczace sie poszukiwanie prezerwatyw – dobrze gdy dzieje sie to na SOR gdzie o uzyczenie kondoma poprosic mozna jednego z jurnych stazystow. Gorzej w pracowni USG gdzie stoi nasz wypasiony Logiq 7. Glownie stoi bo jak przystalo na urzadzenie za kilkaset tysiecy zlotych sluzace do wykonywania deficytowych badan uzywany jest ostroznie, gora 4 godziny na dobe. Jak podejrzewam zeby sie nie zepsul. Wracajac jednak do prezerwatyw. Ciemny pokoj badan. 'Gdzie prezerwatywa' pytam siostry i nim zdaze sie odwrocic pani Z 72 latka z 40 stopniowa goraczka i 2 litrami ropy w nodze (ogolny poziom higieny ponizej przecietnej czyli w wartosciach bezwzglednych raczej niski) wybiega na korytarz krzyczac 'Pomocy, gwalca.' Oto dole i niedole cnoty.

wtorek, 24 lutego 2009

O lekarskich fryzurach i bateryjkach.

Wczoraj pan Z. zlamal sobie fatalnie piszczel. Nasz oddzial nie wzbudzil w nim zaufania. Reka drgnela mi lekko gdy z igla wbita w jego kolano melancholijnie patrzac na sikajacy z niej strumyczek krwi uslyszalem pytanie: 'Czy Pan jest lekarzem?' Podobno mlodo wygladam. I tak wiem ze chodzi o noszonego przeze mnie mohawka. Najwidoczniej moje wyjasnienia ze posiadam prawo wykonywania zawodu go nie przekonaly bo pan Z. na wlasne zadanie wypisal sie ze szpitala. Natknalem sie na niego przypadkiem przed 7 gdy usilowal wymknac sie niezauwazenie z oddzialu. Na moj widok zaczal sie nerwowo jakac. Nie mam mu za zle. Moze uniknal losu pani S. ktora mielismy dzis zoperowac i nawet zdazylismy zawiezc ja na blok, ale okazalo sie ze anestezjologom zabraklo bateryjki R13 do fiberoskopu. A przeciez mogli powiedziec - wyjalbym z antyszczekowej obrozy mojego psa.