poniedziałek, 18 października 2010

Noc kryształowych lufek.

Zbiża się noc kryształowych lufek. Obserwuję obieg dokumentów, nieoficjalny tworzący kryptohistoryczną przyszłość.
Minister Kopacz rozesłała już do placówek swoje wytyczne, wytyczne bezwględnej walki z dopalaczami. Z jej polecenia konsultant krajowy d/s toksykologii nakazał przygotować się laboratoriom i oddziałom toksykologii do walki. Nakazano wzmożoną gotowość, nałożono obowiązek zgłaszania zatruć; oznaczania poziomów piperazyny; buchalterii małych foliowych torebek. Obowiązek chronienia dzieci przed narkośmiercią legł na lekarskich barkach wielkim ciężarem.
Ale właściwie czemu teraz nagle, czemu nie kilka lat temu gdy dopiero pojawiały się smart-shopy. Czemu wolno (nieskutecznie na szczęście) aresztować właściciela sieci. Czemu wolno rządzić nagle dekretami?
Kryptohistoria i kryptopolityka ma bowiem swoje drugie dno. Pani minister w tle robi reformę. Nie mówi się o tym za głośno bo po co dyskutować z ludźmi nad pojęciem koszyka świadczeń gwarantowanych, kwestią szpitali jako spółek prawa handlowego. Trzymam się tu z dala od komentowania wartości tej reformy. Ważne jest że powstaje zasłona dymna, medialny szum informacyjne mleko w którym zagubi się niehisteryczna (a więc nie posiadająca siły przebicia) dyskusja.

niedziela, 17 października 2010

Prawo serii

Zawodowo ślizgając się po falach chaosu ponadnormalnie często napotykam się na siłowe przełamania rachunku prawdopodobieństwa. Oczywiście nie chodzi tu o jednostkowe odchylenia, ale wciąż obserwowane przez chirurgów urazowych manifestacje prawa serii. Wysyp złamań kości łódeczkowatej, gdy po europejskim kongresie chirurgii ręki rozszerzam wskazania do leczenia operacyjnego, cztery złamania nasady bliższej kości piszczelowej w ciągu czterech dni czy też casus złamanych mostków, który mnie zabodźcował do napisania tego posta. Przez 5 lat widziałem dwa złamania mostka, a następnie w odstępie dwóch godzin kolejne dwa. Oczywiście zestawienia te bledną wobec skrupulatności archiwów Kammerera, ale ponieważ objawiają się w pozornie statystycznie uporządkowanej epidemiologii urazowej to chciałoby znaleźć się dla nich wyjaśnienie mniej ludyczne niż gaworzenia niemieckiego biologa. W przypadku kości łódeczkowatej można sięgnąć po wyjaśnienie Weavera - ignorowania seryjności nienadzwyczajnej. Wiadomo, że przekwalifikowanie z leczenia zachowawczego do operacyjnego podnosi wagę i zauważalność problemu. Dla złamań mostka twierdzenie o siłowym losowym zestawianiu urazów we wszelkie możliwe konfiguracje traci na sile. Dlatego też zastanowić się można nad innymi modelami matematycznymi - ze szczególnym uwzględnieniem zjawiska przyciągania (lub odpychania) w procesach Poissona. Prawo serii byłoby więc przejawem klasteryzacji podwyższonej. Ponieważ chirurgia urazowa (a przynajmniej epidemiologia) wyczerpuje definicję ergodyczności to można zastosować twierdzenie z teorii ergodycznej udowodnione w 2006 roku przez Downarowicza i Lacroix'a, które głosi w skrócie że odchylenia od niezależności mogą generować jedynie przyciąganie - czyli seryjne pojawianie się zdarzeń. Co ciekawe i zgodne z empirią przedstawione przez nich twierdzenie prawdziwe jest tylko dla zdarzeń rzadkich - takich jak złamanie mostka, czy złamanie haczyka kości haczykowatej (nie widziałem przez wiele lat, a później zdiagnozowałem dwa w ciągu 3 dni).
Dla mniej uzdolnionych matematycznie pozostaje jeszcze wyjaśnienie Junga-Pauliego opierające się na zjawisku synchroniczności, naturalnej tendencji rzeczywistości do epifanii - w tym ujęciu prowadzącej do oświecenia chirurga w hermetycznej części jego specjalizacji. Osobiście rozkosznie pociągającą wydaje mi się wizja chirurga urazowego który pogrążony w głębokiej medytacji ucisza chaotyczne fale nieszczęść, chroniąc w ten sposób ludzi w swoim rejonie przed wypadkami. Choć nęcące, rozwiązanie to ma poważną wadę - nie leje się przy tym krew.

czwartek, 14 października 2010

Wartość dodana

Hobbistycznie zajmuję się leczeniem ran gnijących, ropiejących, nie dających żadnej nadziei, nóg i rąk skazanych na odcięcie, zapoznanych i ekskomunikowanych. Cudownie leczą się ci pariasi zainfekowani za pomocą terapii próżniowej - polegającej na podłączeniu do rany pompy próżniowej. Metoda jest genialna w swojej prostocie i posiada tylko cztery wady - tu uwaga wchodzimy wprost do samej sali tronowej Babilonu:
1. babilonnfz uważa że pacjent musi być leczony nie mniej (moze byc więcej) niż 10 dni. Zgodnie z kabałą pierwszy dzień się nie liczy więc wychodzi 11. Czy potrzebuje, czy nie.
2. Wypozyczenie urzadzenia do takiej terapii kosztuje 400 pln dziennie.
3. Jeden opatrunek (do zmiany w zasadzie co 5 dni) kosztuje 300 pln
4. Ale firma sprzedaje je tylko w paczkach po 5.

Razem 5900. Dyrekcja patrzy wiec niechetnie na zropki nie tylko dlatego ze cuchna i sa nieestetyczni, ale tez kosztuja brudasy.

Dzisiaj wiec zniechecony kolejna odmowa zhakowalem rzeczywistosc i zbudowalem taki system sam za pomoca rurki do lewatywy, folii operacyjnej, sterylnej gąbki, pojemnika od ssaka, zestawu do drenażu opłucnowego, zaworu podciśnieniowego i zaworu do odciągu gazów. Chory co prawda nie moze z tym chodzic do ubikacji i sam musi sobie regulowac podcisnienie w ukladzie, ale system dziala, a ropa sie odsysa.
Najlepsze jest to, ze gdyby zobaczyl to pan ktory sprzedaje opatrunki i wynajmuje maszyne zlozylby doniesienie do prokuratora ze chce zabic pacjenta.

Hail Eris!

poniedziałek, 11 października 2010

Take it easy

Był pewien pan, który dużo pracował (nie ja). Nigdy nie chorował. Pan miał bardzo nerwowy dzień. Miał też 47 lat. Usiadł i słabo się poczuł. Dwóćh panów go wzięło do samochodu i zawiozło do nas. Weszli na SOR i powiedzieli że mają go w samochodzie, ale jest ciężki i żeby mu pomóc. Dało nam to do myślenia, nie ma bowiem cięższego człowieka niż martwy człowiek. Wybiegliśmy ale panowie, którzy go przywieźli powiedzieli że spoko, że wcześniej trochę charczał, ale już przestał. Spojrzałem na dr G (nie tego) i powiedziałem niczym Harrison Ford 'I got bad feelings about that'. No i się nie myliłem. Panowie przywieźli nam w samochodzie trupa. Zdziwili się kiedy im to powiedziałem.