piątek, 29 stycznia 2010

Polish jokes

Ponieważ ostatnio spadła ilość dowcipów o Polakach pozwolę sobie zapodać jeden.
Co Polacy robią zimą w szpitalu? - Wymieniają okna i kaloryfery.
Po zakończeniu wymiany grzejników było jeszcze śmieszniej bo wszystko odbywało się z grantu unijnego na oszczędzanie energii. Po remoncie nie zamontowano jednak w kaloryferach termostatów więc wszedzie panuje temperatura koło 32 stopni. Brygadier powiedział, że na razie termostatów nie montują bo rozkradną. Jak będziemy grzeczni to może zamontują je nam wiosną po wyłączeniu ogrzewania.

sobota, 9 stycznia 2010

Spiski (w mojej glowie).

Przebudzilem sie dzis rano w doskonalym humorze. Po raz pierszy od 5 lat mija caly tydzien stycznia, a ja od poczatku roku nie widzialem trzpienia endoprotezy. To efekt tzw. negocjacji pomiedzy NFZ a swiadczeniobiorcami. Fundusz obnizyl ilosc pieniedzy placonych za zabieg wstawienia protezy czyniac je nieoplacalnymi. Negocjacje polegaly na tym ze jak komus sie nie podoba to moze oddac kontrakt. W zwiazu z tym przeszlismy na inne zabiegi co stanowi to dla mnie niejaka ulge. Zabiegi endoprotezoplastyki sa moim zdaniem nieco przereklamowane, ale trudno oprzec sie lobby ktorego roczny obrot siega 3 miliardow dolarow. Prawdopodobnie gdyby przekierowac na jeden rok ten strumien pieniedzy z odlewania protez na badania nad leczeniem zachowawczym choroy zwyrodnieniowej to wszyscy bysmy mieli bezpieczna pigulke, ktora ratowala by nasze stawy przed wymiana. No ale 3 miliardy dolarow to suma dla ktorej warto zabic wiec nie podaje swojego numeru telefonu. Jak to ladnie zauwazyl Deepak Chopra w tej chwili na Ziemi prawdopodobnie zyje wiecej osob zarabiajacych na badaniu nowotworow niz z ich powodu umiera.
A co do lobby to jednak NFZ sie wycofal ze swoich postanowien i znow mozemy wbijac protezy.

piątek, 8 stycznia 2010

Wiadomosci o mojej smierci sa mocno przesadzone.

Siedzimy i jemy pierogi mieszane. Jemy zespolem dosc silnym. Silnym w sensie ze oprocz natychmiastowego otwarcia klatki lub zaopatrzenia peknietej sledziony bylibysmy zrobic wszystko a na pewno doczolgac biednego delikwenta do momentu zaopatrzenia wszystkiego (tu oczywiscie pluje przez lewe ramie posypuje glowe popiolem z kopyt konskich bo czuje ze sie komus wlacza syndrom Boga). Wracajac wiec do pierogow wpada w nasza konsumpcje ratownik.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Z westchnieniem pierogi odsuwamy i zakladamy rekawiczki.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Ok. Troche sklamalem na poczatku - z ostra psychoza nikt z naszego zespolu sobie by nie poradzil.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA. Straszny uraz glowy sie tu zbliza (jak z Bradburego troche co?).
Ok. No wiec sie zbliza. Jak na straszny to troche sie dlugo zbliza.
Wreszcie wwoza pania. Pani ma koszulke do koszykowki siedzi na wozku i leci jej krew z nosa.
Za nia wpada pan i krzyczy - Utrata przytomnosci. Zatrzymanie oddechu. Krazenia. Smierc kliniczna. Ledwie ja tu dowiezlismy.
W ramach mojej skromnej pomocy daje pani worek z lodem na nos ktorego nasi dzielni ratownicy nie zdazyli jej dac. I wenflon bo na to tez nie mieli czasu.
No wiec tomo, neurolog, w glowie nic nie ma przyjecie na obserwacje. Nos ma zlamany. W sumie chodzilo o to ze skoczyla do kosza i druga pani ja uderzyla lokciem w nos.
Pani gra w koszykowke na pieniadze (czy za pieniadze) i ogolnie jest dosc mila i przebojowa i wesolo nam sie zartuje.
Rano natomiast kolega mnie budzi i mowi co przeczytal w gazetach:
- Agresja na boisku! Zatrzymanie akcji serca i oddechu! Akcja reanimacyjna! Skomplikowane wieloodlamowe zlamanie nosa! Wielomiesieczne trudne i bolesne leczenie.
Ide to pani przeczytac zeby sobie nie myslala. Troche sie razem smiejemy a pozniej ona sie wypisuje na wlasne zadanie.
A ja ostatnio czytalem w gazecie ze ze wzgledu na zmiane struktury kosztow nie bede w tym roku wbijal ludziom protez stawow. Ale to pewnie tez nieprawda [wzdech].

czwartek, 7 stycznia 2010

The usual trauma shit.

W specyfike pracy chirurga urazowego wpisana jest nastepujaca sekwencja zdarzen.
1. Ktos robi sobie wielka krzywde. (sam lub z pomoca osob trzecich)
2. Osoba skrzywdzona w wielkich bolach transportowana jest do szpitala (standard zaklada tzw platynowe 15 minut i zlota godzine - jak rozumiem chodzi o to zeby w przeciagu godziny ktos odebral telefon na pogotowiu).
3. W szpitalu osoba taka trafia w rece chirurga urazowego.
4. Chirurg urazowy (czyli np ja) usiluje przekonac spiacych po calym szpitalu ludzi potrzebnych mu do wykonania w trybie ostrym operacji ze faktycznie trzeba ja zrobic. Zazwyczaj spotykam sie przy tym z duzym zrozumieniem i zwyklym ludzkim wspolczuciem: Ale on pil na pewno!; A to by nie moglo poczekac do rana? Pojebalo cie chlopie?
5. Po zakonczeniu pracy owczarka (tzn zagonieniu zespolu na sale operacyjna) chirurg urazowy w ktorejs juz tam godzinie dyzuru staje nad nieszczesnikiem i zaczyna nierowna walke z urazem
6. Srodoperacyjnie wszystko jest jednym wielkim bajzlem
7. Po kilku godzinach prob uczynienia cudu nadchodzi moment w ktorym przelyka sie swoja dume i przechodzi do strategii minimalizacji kalectwa.
8. Po zaszyciu ran pozostaje niesmak
9. Chory goi sie, zbieera, wychodzi ze szpitala.
10. Nic nie jest takie dobre jak przedtem.
11. Chory idzie do chirurga o wielkiej slawie (chirurdzy o wielkiej slawie zazwyczaj nie zajmuja sie chirurgia urazowa).
12. Chirurg o wielkiej slawie pyta biednego czlowieka - Kto panu to tak spierdolil.
Odpowiedz jest prosta - chirurg urazowy. Chirurg o wielkiej slawie rozklada rece i mowi - tu sie juz nic nie da zrobic.
Taka sekwencja zdarzen przypomniala mi sie jakis czas temu gdy na SOR wjechal pan z dwoma zmielonymi palcami (wlozyl je do maszynki do miesa) i bardzo prosil zebym ich nie ucinal. No wiec nie ucialem. Udziergalem. Zamowilem pijawki. Palilem kadzidelka i skladalem krwawe ofiary, po czym po tygodniu musialem je uciac. Usual trauma shit. Pozwole sobie tylko zauwazyc ze jak slynna medialnie Dr Chr. przyszyla penisa to gazety bardziej skupialy sie na przyszywaniu niz na tym ze nastepnie powolutku w kawalkach go trzeba bylo przycinac.