wtorek, 24 lutego 2009

O lekarskich fryzurach i bateryjkach.

Wczoraj pan Z. zlamal sobie fatalnie piszczel. Nasz oddzial nie wzbudzil w nim zaufania. Reka drgnela mi lekko gdy z igla wbita w jego kolano melancholijnie patrzac na sikajacy z niej strumyczek krwi uslyszalem pytanie: 'Czy Pan jest lekarzem?' Podobno mlodo wygladam. I tak wiem ze chodzi o noszonego przeze mnie mohawka. Najwidoczniej moje wyjasnienia ze posiadam prawo wykonywania zawodu go nie przekonaly bo pan Z. na wlasne zadanie wypisal sie ze szpitala. Natknalem sie na niego przypadkiem przed 7 gdy usilowal wymknac sie niezauwazenie z oddzialu. Na moj widok zaczal sie nerwowo jakac. Nie mam mu za zle. Moze uniknal losu pani S. ktora mielismy dzis zoperowac i nawet zdazylismy zawiezc ja na blok, ale okazalo sie ze anestezjologom zabraklo bateryjki R13 do fiberoskopu. A przeciez mogli powiedziec - wyjalbym z antyszczekowej obrozy mojego psa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz