piątek, 25 czerwca 2010

Dr House - Dr Muto- Dr Knife

Z zasady nie komentuję odniesień do Dr House'a z prostego powodu - nie mam czasu na oglądanie zbyt wielu rzeczy oprócz wyników badań laboratoryjnych i zdjęć rentgenowskich. Kasia w końcu pokazała mi kilka odcinków (dodając przy tym, że moje krytyczne podejście do scenariusza psuje całą zabawę) i pomogła mi dojść do pewnych wniosków.
Wnioski te przypomniały mi się kilka dni temu, kiedy w dyżurce nawiedził mnie pan którego z racji zbieżności brzmieniowej nazywać będziemy Dr Knife. Dr Knife poprosił o chwilę rozmowy. Spytał się uprzejmie, czy mógłby zobaczyć zdjęcia pooperacyjne syna. Popatrzył na nie przez chwilę i dość niespodziewanie wydarł mordę, że mu się nie podobają, że to fuszerka, błąd i przestępstwo. Przez chwilę próbowałem wytłumaczyć panu różnicę pomiędzy anatomicznym nastawieniem odłamów przy otwartej repozycji, a zdalnym manipulowaniem przełomem złamania przy zamkniętej repozycji z gwoździowaniem śródszpikowym, przedstawić mu pojęcie stabilności względnej i bezwzględnej i założenia Arbeitsgemeinschaft für Osteosynthesefragen. Pan Knife wyrywa mi zdjęcie z rak i krzyczy, że on jest inżynierem technologii automatów komórkowych, a jego żona doktorem technologii farmacji i że nikt mu nie będzie wciskał takich kitów i że on ma 300 publikacji i doktorat i pracuje na (tu wymienia nazwę znanej uczelni technicznej). Staram się odpowiedzieć spokojnie że a) człowiek to nie automat komórkowy; b) też jestem absolwentem tej uczelni technicznej, ale oprócz tego skończyłem też medycynę. Doktor Knife mówi, żebym mu nie pyskował bo on na pierwszy rzut oka widzi, że to fuszerka i żebym mu podał swój numer prawa wykonywania zawodu bo ma zamiar podać mnie do sądu. A poza tym jestem 30 lat starszy od pana - huczy. Numer podaję po czym pytam go, czy gdy ocenia skuteczność automatów komórkowych to też ogląda tylko połowę projektu i pokazuję mu resztę zdjęć. Doktor Knife z głośnym sykiem zmniejsza swoje napuszenie o połowę i w postaci gazowej opuszcza dyżurkę.
Wracając więc do trzeciego doktora w tej historyjce, Dr House'a, choć serial jest bzdurny to jak słusznie zauważyła Kasia przekazuje pewną smutną prawdę. Współczesna specjalistyczna medycyna osiągnęła tak duży poziom skomplikowania, że wszelkie próby wyjaśniania jej pacjentom mijają się z celem. Z faszystowskim pozdrowieniem wasz Dr Muto.

niedziela, 20 czerwca 2010

Tikilin

Ponieważ wielkimi krokami zbliża się mój kolejny konkwistadorski wyjazd podczas którego jak zwykle pod przykrywką niesienia pomocy humanitarnej będę niszczył lokalne kultury dla podgrzania atmosfery i oczekując na koniec pieczenia chleba postanowiłem zainaugurować cykl wspominkowy.
Timor Wschodni. Szpital Bairo Pite. Cotygodniowy wyjazd do naszego 'sanatorium' w Tibar gdzie dolecza się pacjentów chorych na gruźlicę. Mieszka ich tam około sześćdziesięciu. W zasadzie ich obsługa jest dośc prosta. Nalezy wszystkich przebadać, żeby wyłapać działania niepożądane etambutolu i izoniazydu. W przypadku etambutolu należy sprawdzić czy nie rozwija się zapalenie nerwu wzrokowego czyli po prostu zapytać czy dobrze widzą (Ita hare diak?) a przy izoniazydzie upewnić się czy nie rozwija się neuropatia. OK? Jak w tetun jest neuropatia? Dziś akurat nie pojechał ze mną Ignacio (wyjaŧkowo bystry chłopak - kiedy go poznałem mówił sześcioma językami: tetun dili, tetun terik, makasar, bahasa indonesia, portugalskim i angielskim - teraz nauczył się jeszcze koreańskiego bo studiuje medycynę w Seulu), zamiast niego pracowałem z Fernando - Fernando miał uberkulowe spodnie dzwony którymi zawracał w głowie wszystkim dziewczynom był też absolutnym tanecznym fenomenem. Poza tym jako tłumacz się nie sprawdzał. Pytam go jak powiedzieć w tetun neuropatia. Dłuższą chwile nie możemy się dogadać. Mówię mu - You know you've got this paresthesia, tingling like sensation. Ahh tingling Fernando się rozjaśnia. Tikilin w tetun to bedzie tikilin.
No więc pytam się pierwszej osoby czy ma tikilin. Dośc poważnie odpowiada, że nie nigdy w życiu nie miała po czym odchodzi dziwnie uśmiechnięta. Druga wybucha śmiechem przy pytaniu. Kilka następnych śmieje sie od ucha do ucha zanim się ich zapytam. Brnę uparcie dalej i przepytuję wszystkich na okoliczność tikilin. W końcy wszyscy mieszkańcy Tibar rżą ze śmiechu, tarzają się z radości pod ścianami i wtedy wpada Ignacio. Słucha co ja wygaduję i podchodzi wyjaśniając mi coś na ucho. Okazuje się, że właśnie przepytałem sześćdziesiąt ciężko chorych na gruźlicę osób czy mają łaskotki.

piątek, 18 czerwca 2010

O potrzebie starannego doboru t-shirtów.

Pan jechał skuterem z pizzą. Był młodym dumnym posiadaczem koszulki Anty-Wisła. Przejeżdzał obok pana, który nie miał t-shirtu. Miał za to przypadkiem przy sobie maczetę. Przy pomocy maczety zdjął posiadacza koszulki ze skuterka. Panu w koszulce rączka opadła jak kotkowi i z taką rączką pojawił się u nas. U nas czyli nigdzie. Do zszycia nerwu promieniowego potrzebna jest nitka 8-0. Takiej nitki w szpitalu nie ma. Mam dwie sztuki na wszelki wypadek w szafeczce - kupione za własne pieniądze. Mam też lupy okularowe, pod kŧórymi taką nitkę można zobaczyć. Też swoje osobiste. Cóż z tego skoro w szpitalu nie ma narzędzi, którym można taką nitkę złapać. Zarząd bloku powiedział, że skoro mam już swoje lupy i nitki to może kupię też własne narzędzia - zestaw kosztuje koło 30 tysięcy więc przy mojej pensji bedę mógł pozwolić sobie na niego za 1,5 roku zakładając że przejde na odżywianie się praną. Wyszedłem ze szpitala po szóstej. A jeszcze koło 11 myślałem sobie, że nie mam żadnych planów na popołudnie.