piątek, 8 stycznia 2010

Wiadomosci o mojej smierci sa mocno przesadzone.

Siedzimy i jemy pierogi mieszane. Jemy zespolem dosc silnym. Silnym w sensie ze oprocz natychmiastowego otwarcia klatki lub zaopatrzenia peknietej sledziony bylibysmy zrobic wszystko a na pewno doczolgac biednego delikwenta do momentu zaopatrzenia wszystkiego (tu oczywiscie pluje przez lewe ramie posypuje glowe popiolem z kopyt konskich bo czuje ze sie komus wlacza syndrom Boga). Wracajac wiec do pierogow wpada w nasza konsumpcje ratownik.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Z westchnieniem pierogi odsuwamy i zakladamy rekawiczki.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Ok. Troche sklamalem na poczatku - z ostra psychoza nikt z naszego zespolu sobie by nie poradzil.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA. Straszny uraz glowy sie tu zbliza (jak z Bradburego troche co?).
Ok. No wiec sie zbliza. Jak na straszny to troche sie dlugo zbliza.
Wreszcie wwoza pania. Pani ma koszulke do koszykowki siedzi na wozku i leci jej krew z nosa.
Za nia wpada pan i krzyczy - Utrata przytomnosci. Zatrzymanie oddechu. Krazenia. Smierc kliniczna. Ledwie ja tu dowiezlismy.
W ramach mojej skromnej pomocy daje pani worek z lodem na nos ktorego nasi dzielni ratownicy nie zdazyli jej dac. I wenflon bo na to tez nie mieli czasu.
No wiec tomo, neurolog, w glowie nic nie ma przyjecie na obserwacje. Nos ma zlamany. W sumie chodzilo o to ze skoczyla do kosza i druga pani ja uderzyla lokciem w nos.
Pani gra w koszykowke na pieniadze (czy za pieniadze) i ogolnie jest dosc mila i przebojowa i wesolo nam sie zartuje.
Rano natomiast kolega mnie budzi i mowi co przeczytal w gazetach:
- Agresja na boisku! Zatrzymanie akcji serca i oddechu! Akcja reanimacyjna! Skomplikowane wieloodlamowe zlamanie nosa! Wielomiesieczne trudne i bolesne leczenie.
Ide to pani przeczytac zeby sobie nie myslala. Troche sie razem smiejemy a pozniej ona sie wypisuje na wlasne zadanie.
A ja ostatnio czytalem w gazecie ze ze wzgledu na zmiane struktury kosztow nie bede w tym roku wbijal ludziom protez stawow. Ale to pewnie tez nieprawda [wzdech].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz