piątek, 30 grudnia 2011

samobójcy, których znałem i kochałem

Ten pierwszy jeszcze na sekcji na medycynie sądowej. Zjadł obiad, zamknął się w łazience połknął garść tabletek. Rozcięty żołądek w słoiku typu twist - białe tabletki pływające w żurku wśród plasterków kiełbasy. Tego pamiętam najbardziej i wciąż zastanawiam się o czym myślał jedząc ten żurek. Czy przypominał sobie, w której szafce czekają tabletki? Ale czemu jadł ten żurek? Z rozpędu życia?
Albo ten z odciętego sznura, którego pytam czemu pan to zrobił, a on odpowiada: 'Syn pożyczył ode mnie 1600 PLN i oddał 400. Jak tu panie dalej żyć?'
Jak ten trzeci, który wciąż próbował by ktoś na niego zwrócił uwagę, aż mu się w końcu udało i dopiero wtedy nikt już o nim nie myślał.
I ten który modlił się w ekstatycznym uniesieniu, leżał krzyżem pod szpitalnym prysznicem, widziałem przez zabarykadowane drzwi jak żegna się maniakalnym krzyżem nagi w strumieniach wody nie mogłem się dostać do środka, zastawił je krzesłem, szarpałem się z drzwiami, a on wyszedł przez okno głową w dół.
I inni poderżnięte szyje i ręce zardzewiałymi puszkami, upici żrącymi ługami ofiary niby to przypadkowych wypadków samochodowych, zamknięci w łazienkach z popsutymi termami o czym doskonale wiedzieli, czy którzy jedli egzotyczne rośliny i zwykłe tabletki.
Wszystkich ich znałem i pokochałem. Ci wszyscy którzy do mnie trafili. Niektórzy z nich przeżyli. Niektórzy próbowali do skutku. Inni przestawali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz