niedziela, 4 września 2011

Warm welcome

Po roku spędzonym w Wielkiej Brytanii na dyżury powrócił mój przyjaciel. Ostatnie 12 miesięcy spędził jako registrar w ośrodku o wysokim stopniu referencyjności, gdzie zajmował się eleganckimi operacjami artroskopowymi barku i pogawędkami z brytyjską klasą średnią. Trzy dni po przyjeździe rozpisał się na dyżur w naszym frontowym szpitaliku. Pracę rozpoczął odnajdując mnie opędzającego się od much klujących się z nogi Władczyni Much. Później został sam i już po godzinie przywieziono mu pana z obrażeniami wielonarządowymi - krwiakiem opłucnowym, odmą opłucnową po drugiej stronie i złamaniem kręgosłupa piersiowego z paraplegią. Zadrenował, zabezpieczył i zadzwonił do ośrodka zajmującego się złamaniami kręgosłupa. Tam ku swojemu zdziwieniu dowiedział się, że ponieważ skończyły się już pieniądze w tym roku na leczenie porażonych ludzi to oni proponują, żeby panu założyć wyciąg i zostawić żeby paraliż mógł spokojnie dojrzewać. W drugim szpitalu powiedziano podobnie dodając, że nawet gdyby mieli pieniądze to nie przyjęliby pana z drenażem. W trzecim szpitalu nic nie powiedzieli tylko się uśmiali. Sprawa zakończyła się w końcu telefonem do koordynatora zarządzania kryzysowego naszego województwa, który to zazwyczaj zajmuje się klęskami żywiołowymi. Dopiero po jego interwencji ktoś postanowił jednak pana zoperować. Kolega już za bardzo nie chce się rozpisywać na dyżury i coś bąka o powrocie do UK. Poza tym szczerze odradzam łamanie sobie kręgosłupa do końca roku. A jak już wam się zdarzy pojedźcie 50 kilometrów na północ, by znaleźć się poza granicami naszego województwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz