piątek, 11 marca 2011

Krytyka Krytyki czyli marchewka jest coraz droższa.

Jak wiecie na front urazowy mody i plotki docierają z opóźnieniem - szczególnie zaś te które stanowią paliwo mediów masowych - głownie dlatego, że u nas w dyżurce wciąż unosi się duch lat osiemdziesiątych i jedynka śnieży, a innych kanałów wogóle nie ma. Tak więc niczym obrzydliwy gik, niektóre medialne burze odkrywam w ich odległych rewerberacjach w sieciowych bebechach. W ten oto sposób przez link na Krytyce Politycznej z opóźnieniem trafiłem na aferę Muchy.
Rzeczona Mucha, której z powodów wymienionych w paragrafie pierwszym nie znam, nie wytworzyłem konotacji pomiędzy jej wypowiedziami, a twarzą powiedziała podobno że u ludzi po 85 roku wstawianie endoprotez nie za bardzo ma sens. Powiedziała też podobno (albo nie powiedziała bo przecież wiadomo, że taka wypowiedź gdy stała się wodą na młyn politycznego dyskursu musiała natychmiast zostać przemielona przez aparat dezinormacji) że starsi ludzie traktują wizytę u lekarza jako rozrywkę. Co oburzyło redaktora Krytyki, którą lubię i czytuję bo jest mi do niej blisko światopoglądowo - przynajmniej równie blisko jak do frakcji dżinnaitów w parlamencie indyjskim, każdej opcji polityczno-światopoglądowej w Polsce, radykalnych anarchofaszystów lub dowolnego innego systemu wierzeń.
No i tu pozwolę sobie Krytykę skrytykować - po pierwsze choć wychodzę z innych założeń to co do sensowności tego czy innego rodzaju zabiegu u ludzi starszych mam podobne wnioski - co posługując się metaforą ewolucjonistyczną nazwać można konwergencją i co tłumaczyć może wspólny front niektórych odłamów buddystów i niektórych odłamów prawicy. Tak więc dzięki temu zjawisku wypowiem sąd podobny do pani z partii na którą nie głosowałem (bowiem zawsze głosuje na większe zło).
Wypowiadając się na tematy medyczne, zwłaszcza związane z dostępnością wysokospecjalitycznych procedur warto pamiętać, że opinie na ten temat kształtowane są przez potężne grupy wpływu - koncerny farmaceutyczne, wytwórców implantów olbrzymie koncerny produkujące żywność. Czasami wpływ ten staje się tak duży, że nie pozostawia miejsca na rozsądną kalkulację. Rynek implantów ortopedycznych wart jest tak monstrualne pieniądze, że racjonalny dyskurs o ich wartości jest jak się zdaje niemożliwy. Jak rozumiem intencje pani Muchy nie ocierały się nawet o tą kwestię ale niczym bohater Znaczy Kapitana pani poseł (?) nie wiedziała, ale powiedziała. Powiedziała o jednej z największych bolączek współczesnej medycyny - coraz większy przyrost nakładów na nią owocuje coraz mniejszą skutecznością. Bairo Pite Clinic w której pracowałem ma miesięczny budżet porównywalny z ceną wstawienia jednej protezy, a zatrudnia 60 osób i przyjmuje około 1000 pacjentów miesięcznie. Koszt wstawienia dwóch protez to pieniądze, za które możnaby utrzymać przez miesiąc poradnię lekarza rodzinnego, w której tym dwóm podstępnie pozbawionym protezy pacjentom zamiast potencjalnie zagrażającego życiu zabiegu i dehumanizującego pobytu na oddziale szpitalnym zaoferowano by leczenie zachowawcze, adekwatne leczenie przeciwbólowe, właściwą poradę psychologiczną i przed wszystkim poczucie więzi i przynależności. Tu dotykamy bowiem kolejnej wywołującej zgrozę wypowiedzi pani Muchy - owszem starsi pacjenci nie przychodzą do lekarzy w celach czysto usługowych i tak zgadzam się chodzą w celach szeroko rozumianej rozrywki - rozrywki międzyludzkiego kontaktu, deficytowego towaru w świecie rozpasanego kapitalizmu i erozji plemiennej mentalności. Tego niestety nie znajdą w gabinetach specjalistycznych - w moim przynajmniej przez 4 godziny mam przyjąć 40 pacjentów. Dodam, że BabilonNFZ żąda, żeby przyjąć wszystkich, żeby poświęcić na każdego 10 minut i że nie widzi potrzeby przedłużenia godzin działania Poradni. W tym malsztromie pacjentów pacjenci wrażliwi stają się jeszcze wrażliwsi, a ja nie mam nawet możliwości żeby im pomóc. Trafiają zaś do mnie od lekarzy rodzinnych na szkolenie których nikt nie chce wykładać pieniędzy z założenia bowiem są oni kosztochłonni i pozostają poza sferą zainteresowań medycznych koncernów. Część więc z nich jest więc nieprzygotowana emocjonalnie do swojej pracy - zamiast nawiązać więź ze swoim podopiecznym jedynym ich marzeniem jest odesłać takiego pacjenta do specjalisty (który zazwyczaj jest jeszcze bardziej emocjonalnie niedorozwinięty większość swojego czasu spędza bowiem na doskonaleniu jednej niezrozumiałej dla innych ludzi czynności).
Krytyka optuje za sielankową wizją w której nie istnieją pieniądze. One istnieją - dysponujemy ograniczoną ilością zasobów, a te które posiadamy topnieją. Zamiast malować barwną wizję podstarzałej Marianny prowadzącej zbuntowanych chorych na barykady lepiej może zastanowić się, jak zredystrybuować topniejące zasoby tak by ze służby zdrowia mogli korzystać naprawdę wszyscy - obecna bowiem sytuacja powoduje, że wciąż trwa w medycynie podskórny przepływ gotówki, który całą sytuację bardziej jeszcze destabilizuje, nadal też pociągane są niewidzialne sznurki koneksji. Nasze społeczeństwo musiałoby się jednak nauczyć najpierw egalitaryzmu, a tego w krainie panów i chamów łatwo zrobić się nie da.
I jeszcze na koniec w duchu postulowanego przeze mnie egalitaryzmu - nie uważam, że przynależność do dowolnej grupy społecznej (np ludzi starszych) oznacza, że jej członkowi należy się obligatoryjnie szacunek. Tak samo nie uważam, że istnieją grupy ludzkie do których przynależność (np homoseksualistów) oznacza, że automatycznie jej członek godny jest pogardy. Uważam natomiast, że każdy człowiek indywidualnie zapracowuje sobie na szacunek. Moi staruszkowie często są dla mnie, pozbawionego ich perspektywy czasowej ogromną inspiracją. Czasem jak choćby pan Bukszpan stają się przyczyną frustracji. Podeszły wiek nie broni przed podłością i nie wyklucza wielkości.
Co do rzekomej powszechnej w służbie zdrowia dyskryminacji starszych ludzi - owszem zdarzyło mi się ostatnio usłyszeć od pani radiolog, którą oderwałem od spożywania chińskiej zupki, że mi nie opisze badania w trybie pilnym bo pacjentce dokładne rozpoznanie u świętego Piotra nie jest potrzebne. Poradziłem sobie bez jej pomocy, pozbawiony jestem bowiem geriatrycznych uprzedzeń, tak samo jak pozbawieni byli ich lekarze pani Masłowskiej. Moja pacjentka mimo swoich 92 lat wyszła ze szpitala o własnych siłach i zaprosiła mnie jeszcze na narty.
Ani jedno, ani drugie zdarzenie nie powinno przyczyniać się do demonizowania czy gloryfikacji lekarzy.
To natomiast, że ktoś kwestionuje sensowność pewnych wydatków na ludzi starszych nie jest nazistowskim spiskiem, na końcu którego czają się obozy koncentracyjne dla starców. To niezbędna część dyskusji na temat tego jak współczesna zachodnia cywilizacja opierająca się na zasadzie kija (system opresji w postaci policji i agend kontroli) i marchewki (obowiązkowy system opieki zdrowotnej, ubezpieczeń społecznych i cała gama szeroko rozumianych narzędzi socjalnego bezpieczeństwa) poradzi sobie z faktem że marchewka jest coraz droższa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz