Starszy pan walczył o powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Pod słuchawką nic nie było słychać. Od dziesięciu dni wylewała mu się do klatki krew ze złamanych żeber, aż w końcu zamieniła płuco w nędzny flaczek jak pęknięty balonik, kŧóry Prosiaczek chciał podarować Kłapouchemu na urodziny. Poza tym śródpiersie zaczęło się przesuwać na drugą stronę - a to już gorzej. W takim przypadku wystarczy założyć dren do opłucnej. Przygotowałem już sobie wszystko ale przypadkiem spojrzałem na wyniki badań (chirurdzy robią to z rzadka, najczęściej zachęceni do tego przez anestezjologów). Starszy pan zapomniał sobie jak sie dawkuje leki przeciwzakrzepowe, trochę je przedawkował i w związku z tym jego krew przestała krzepnąć. Skrwawiał się do klatki przez ostatnie 10 dni i przy okazji stracił też cały fibrynogen. W gratisie również nie dało mu się oznaczyć grupy krwi. Ponaglany do działań przez rzężenia dziadka postanowiłem wezwać kawalerię i zadzwoniłem do chirurga klatki piersiowej. Z radością okazało się, że akurat jest na dyżurze super doświadczony doktor. Z ulgą zreferowałem mu problem i już z mniejszym entuzjazmem wysłuchałem jego odpowiedzi. Pan doktor powiedział że przez 25 lat swojej pracy nie miał takiego przypadku i że życzy mi powodzenia w podjęciu decyzji. Your call, son. Założyłem rurkę, przy pierwszym zapełnieniu (2,3 litra) troszkę mi zaczęły drżeć rączki. Przy drugiej (4,2 litra) prawie się porzygałem ze strachu.
Rano przyszedł najstarszy i najbardziej doświadczony pan doktor posłuchał o mich wyczynach i powiedział tylko jedno zdanie - 'Dość odważnie.' Niestety brzmiało to raczej jak 'Bardzo głupio'.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A jaki finał sytuacji?
OdpowiedzUsuń