czwartek, 9 czerwca 2011

Babilońska kumulacja

Przyjeżdża karetka z pacjentem w ciężkim stanie, po poważnym urazie. W każdym razie przez telefon. W bezpośrednim kontakcie jest trochę inaczej. Badam pana i oprócz siniaka pod okiem i cech odwodnienia nic u niego nie znajduje. Jest też ewidentnym methheadem. Pachnie oczywiście fiołkami. W kontakcie dość słabym. Pan przywieziony jest przez dość wymęczony patrol Policji, bez słowa dają mu dołączony do pana plik papierów, z których wyczytuję taką oto historię.
Pan dwa dni wcześniej dostał strzała i padł. Wezwany na pomoc patrol Policji stwierdził, że Pan jest przez nich poszukiwany i go aresztował. Jako tezetwu zatrzymanego zawiózł go do pewnego szpitala. Tam napisano, że pan co prawda nie musi u nich przebywać, ale musi pojechać na chirurgię szczękowo-twarzową. Tam Pana przyjęto i napisano, że Pan nie musi u nich przebywać, ale musi koniecznie pojechać na toksykologię. Tam stwierdzono, że Pan nie musi u nich przebywać, ale musi wrócić do pierwszego szpitala w którym był, gdzie jak się domyślacie napisano, że Pan nie musi u nich przebywać, ale musi pojechać do szpitala więziennego. Pan pojechał do szpitala więziennego, ale tam go nie przyjęto bo jest w zbyt ciężkim stanie ma ciśnienie 80/40 i jest po ciężkim zagrażającym życiu urazie czaszkowo-móżgowym i został wysłany do nas. Wszystko to zajęło dwa dni. Zmierzyłem raz jeszcze ciśnienie i nadal nie chciało być niższe niż 120/80. Popatrzyliśmy na siebie z doktorem G. (nie z tych). Ja powiedziałem, że w zasadzie jak dla mnie (chirurg urazowy) to pan może iść do więzienia, ale że on taki dziwny jest. Trochę niemrawy, trochę szarawy, trochę bólowy. W zasadzie wszystko to można by zrzucić na metheadowość, ale też na kilka tysięcy innych chorób. Zrobiliśmy więc dwa badania, których w trakcie jego peregrynacji nikt mu nie zrobił i okazało się, że przez te dwa dni nikt mu też najprawdopodobniej nie dał pić. Daliśmy więc panu dwie kroplówki i zadzwoniliśmy po internistę. Internista przyszedł i powiedział, że pan oczywiście wymaga leczenia ale nie u niego na oddziale. Ja wpisałem, że jeśli pan nie wymaga leczenia to z mojego punktu widzenia może iść do aresztu. Internista widząc taki wpis napisał, że wymaga leczenia internistycznego ale najlepiej w innym szpitalu - czyli więziennym z którego przyjechał. Przyjechała karetka pana zapakowano. Nie dalej po godzinie wrócił z adnotacją pana doktora ze szpitala więziennego (zbudowanego dodam za grube miliony) że tamten szpital to tak naprawdę nie służy do leczenia ludzi i on go zamyka po 1500 (w domyśle kładzie się spać i leczenie więźniów nie leży mu na sercu). Internista powiedział, że metheada nie przyjmie i pan leżał sobie do rana. W międzyczasie Policja stwierdziła, że tak ciężko chorego pana nie zamknie i zwolniła go z aresztu. Tymczasem pan do rana nawodnił się i w zasadzie wyzdrowiał na tyle, że mógłby pójść do domu gdyby nie fakt, że dosłownie dwie godziny wcześniej został zwolniony z aresztu z powodu bardzo złego stanu zdrowia. Czas sobie tykał, aż dotykał do godziny kiedy powoli ordynatorzy zaczęli zbierać się do domu i okazało się że pan zaraz spędzi 3 dobę w tak zwanym pomiędzy. Problem polegał tylko na tym, że interniści własnymi rękami napisali że trzeba go hospitalizować z powodów internistycznych, a nadal w papierach jak belka w oku tkwił mój wpis, że pan nie ma obrażeń kwalifikujących do hospitalizacji z powodów urazowych. Wysłuchałem więc kilku różnych teorii odtwarzających związek skutkowo-przyczynowy pomiędzy siniakiem, a odwodnieniem, z których najciekawsza wydawała mi się koncpecja, że w czasie uderzenia stłuczeniu uległ mięsień okrężny oka (grubości około 2 mm) i uwalniającą się z niego mioglobina zatkała panu nerki doprowadzając do ich niewydolności. Pośmiałem się, pośmiałem, a później zapytałem jej autora czy a/wogóle pana zbadał czy też nie bo pacjent jest metheadem i śmierdzi b/ czy mógłby okazać mi swój dyplom lekarski bo głoszone przez niego teorie sugerować mogą, że zrobił go on-line w jednym z wyspiarskich państewek Karaibów, które to pytania doprowadziły do dalszej eskalacji. W końcu dnia trzeciego pan wylądował w szpitalu i farsa się skończyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz