Czytając o eksperymencie, w którym ‘udowodniono’ przyżegając pręgowanego danio laserem, że wzory na jego skórze odpowiadają wzorom Turinga pobłądziłem myślami w rejony wiedzy prawdopodobnej. Pchnęła mnie tam refleksja nad prawdopodobieństwem że eksperymentalne odtworzenie rozkładu gradientów postulowanego przez Turinga jest dowodem na takie właśnie podłoże zjawisk biologicznych. Czy eksperyment, w którym odtwarza się zjawiska fizyczne naprawdę je tłumaczy czy tylko stwarza model, pozwalający nam na symulację pewnych zjawisk. Ponieważ prawdopodobieństwo wypływa wciąż w mojej praktyce w zderzeniu pomiędzy prawem wielkich liczb, a pojedynczymi zdarzeniami często zastanawiam się nad jego istotą, tym bardziej że większość swoich decyzji podejmuję intuicyjnie podpierając się tylko frontową percepcją prawdopodobieństwa. Do takiego podejścia pchnęła mnie rozmowa, którą odbyłem w początkach mojej praktyki z pacjentem, u którego zdiagnozowałem kostniakomięsaka. Pan dopytywał się o prawdopodobieństwa i odsetki przeżyć i kiedy przeżuł już wszystkie cyfry i procenty zapytał mnie ‘A co to oznacza dla mnie’, na co moja odpowiedź brzmiała ‘Nic’.
Muszę tu przyznać się do swojej faszyzującej przeszłości – w latach burzy i naporu, kiedy byłem dużo mądrzejszy niż teraz, a moje intelektualne błądzenie było z pewnością ciekawsze w nieuświadomiony sposób byłem scjentystą. Upłynęło dużo czasu i fortece mojego umysłu na szczęście opustoszały, ale sam o tym nie wiedząc wciąż posługiwałem się zdobytym wtedy weizsaeckerowskim rozumieniem wiedzy prawdopodobnej, hardkorową postkołmogorowską interpretacją prawdopodobieństwa, przydatną w pracy naukowej (tak sobie tylko mówię, bo pracą naukową się w życiu nie skalałem), która ustępuje swoją betonowością chyba tylko wykładni Poppersa.
Tak więc od wzorów na skórze danio pręgowanego (zebrafish) przewędrowałem przez różne stanowiące dla mnie nowość interpretacje prawdopodobieństwa i natknąłem się na objaśnienie zarysowane wstępnie przez Keynesa (tego samego którego później zwalczać będzie korporacyjna chicagowska szkoła ekonomii) który w młodości napisał traktat o prawdopodobieństwie. Znajdujemy tam następujące silnie do mnie przemawiające zdanie: ‘Prawdopodobieństwo to relacja logiczna pomiędzy zdaniami.’ Koncepcja została później rozwinięta przez Caspersa w którego ujęciu jedyny wgląd w rozumienie prawdopodobieństwa jest intuicyjny, określając bowiem prawdopodobieństwo nie wypowiadamy obiektywnego osądu na temat ‘świata’, a odnosimy się tylko do wymodelowanej metodami logicznymi przestrzeni abstrakcyjnej – której w jednostkowym świecie chorego nie da się nazwać inaczej niż ‘Nic’.
A wszystko to wykiełkowało pewnie tego popołudnia kiedy łatałem samobójcę i ku swojemu zdumieniu i nie ukrywajmy radości odkryłem że a) ma dwie tętnice łokciowe (wariant występujący u 3,2% populacji b) przeciął sobie tylko jedną z nich co pozwoliło mi z czystym sumieniem odpuścić sobie jej zespalanie i pójść spać przed północą.
Medycyna bowiem (posługując się inną jeszcze wykładnią prawdopodobieństwa - teorią zakładu opartą na pracach Bayesa) to permanetny zakład w którym szanse lekarza to 6 przeciwko 5, 9 przeciwko 7, 11 przeciwko 9.
A co do tego ma intuicja? Wiedziony nią tamtego wieczoru nie wysikałem się przed zabiegiem i po raz kolejny prawdopobieństwo było po mojej stronie!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nic niekumam, czyli dobrze zrozumialem ?
OdpowiedzUsuń