Leczę teraz okazjonalnie różne powikłania urazów. Między innymi zabijające paraglegików odleżyny. Paraplegicy są inni od wszystkich znanych mi chorych - a inność ich chyba polega na tym, że nic prócz paraliżu ich zazwyczaj nie łączy.
No może, oprócz spastyki czyli utrzymujących się, niekontrolowalnych skurczy mięśni.
- A ja mam na to sposób powiedziała mi jedna z nich. No wiem pan doktor. Ciasteczka.
- Takie ciasteczka? - zapytałem
- Właśnie takie
Następnego dnia spotkałem się z innym moim sparaliżowanych znajomkiem i natychmiast nie omieszkałem sprzedać mu bhangowego patentu.
- Muszę spróbować- wykrzyknął radośnie hospitalizowany właśnie pan T.
Następnego dnia na porannej odprawie do dyżurki wpadła wstrząśnięta internistka.
- Wasz pacjent pali blanty przed szpitalem - oznajmiła
- Ale z zalecenia lekarza -musiałem odpowiedzieć
Swoją drogą skąd wiedziała, że to blanty?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz